Złapana guma. Pomyłka adresu Pary Młodej. Zaspanie. Zapomnienie o terminie. Awaria dysków. Presja czasu i tego, że dane momenty się już nie powtórzą. Awaria aparatów. Presja obróbki i wyrobienia się w terminie.
Jak sobie poradzić ze stresem na zleceniach ślubnych?
Na niektóre z tych rzeczy nie mamy wpływu, ale da się na wszystko przygotować. No, może poza tą złapaną gumą. Choć warto wiedzieć, jak taką oponę zmienić i zawsze wyjeżdżać na zlecenie z zapasem czasowym.
Co z tym pozostałem stresem na zleceniach ślubnych? Postaram się dziś Wam więcej o tym opowiedzieć.
Kiedy będą zdjęcia?
Fotografowie ślubni często słyszą lub czytają wiadomości o treści “Kiedy będą zdjęcia”? Presja czasu i zaległości dotyka chyba każdego. Kluczowym w tej sprawie jest dobry flow i dobra organizacja pracy.
Co to znaczy dobra organizacja pracy? Schludnie zgrany materiał, zrobienie kopii zapasowych, sprawna selekcja, katalogowanie materiałów, dobrze zoptymalizowany Lightroom, wypracowane presety.
Jak się tego nauczyć? Można obejrzeć webinar, tam sprzedaje kilka patentów. Możecie też dołączyć do Kursu “Lightroom fotografa ślubnego”, który od 5 grudnia jest już w sprzedaży. Poczytajcie o nim wszystko w linku pod tym odcinkiem.
Warto dostrzegać za wczasu, gdzie gubi się nasz czas. Jeżeli jest to np. chaos w folderach, to pora wymyślić mądrze jego struktury.
Jeżeli to nasza obróbka kuleje, to przyjrzyjmy się, co jest grane. Może źle zrobiona selekcja? Za dużo powtórzeń, za mało konkretu? Może Lightroom przymula przy takiej ilości zdjęć?
Może zamiast dobrze wypracowanego presetu, dłubiemy się z każdym zdjęciem i nie możemy osiągnąć dobrego koloru?
Każdy przypadek jest indywidualny, ale tutaj pojawia się też problem zniechęcenia. Bo jeśli mamy chaos, lightroom działa źle, przytłacza nas ilość zdjęć – to nie będzie na się nawet chciało siadać do pracy.
Zdjęcia wg mnie powinny być przygotowane, jak dobra potrawa. Ładniej ułożone rzeczy na talerzu, bardziej kolorowe, atrakcyjne – po prostu konsumuje nam się przyjemniej. Chętniej siadamy do stołu. Dlatego dobrze przygotowany materiał również bardziej zachęci nas do pracy nad nim.
Organizacja pracy przed zleceniem
Zostawienie rzeczy na ostatnią chwilę, to generalnie tykająca bomba. Stwórzmy sobie prosty scenariusz Hitchochowego Thrillera.
Wstajesz sobie na zlecenie, masz jeszcze kilka godzin na wyjazd. Przed Tobą powiedzmy 30 minut drogi. Pakujesz sprzęt i nagle konsternacja. Jedna karta pamięci nie jest sformatowana. Czy na pewno zdjęcia z niej są zgrane? Sprawdzasz to, ale w chaosie folderów nawet nie wiesz, gdzie ich szukać. Ok, jest. Zgrane. Formatujesz. A czy backup był zrobiony?
Już masz mały poślizg. Do tego zapomniałeś sobie wyprasować koszuli, a buty wypadałoby umyć. No i jeszcze nie zatankowałeś samochodu, więc po drodze stacja. A na stacji kolejki, bo ktoś kupuje 5 hot dogów.
Finalnie dojeżdżasz na miejsce kilku minut po czasie, dalej będąc nie pewnym co do tego, czy wszystko masz. A tu się okazuje, że nie wszystkie baterie są załadowane, a do tego zapomniałeś jednego statywu pod lampy itp. itd.
Sami sobie generujemy w ten sposób kupę stresu.
A co wystarczyłoby zrobić?
Zgrywać materiały na bieżąco i je backupować.
Sprawdzić i ogarnąć dzień wcześniej ciuchy. Auto zatankować lub dbać o to, by nigdy nie zejść do rezerwy.
Można też zrobić sobie listę – co ogarnąć, kiedy i zawsze mieć ja przyklejoną np. w szafie, gdzie trzymamy aparat. Taką listę dostaniecie w drugim moim kursie, który na sprzedaż będzie dostępny w kwietniu, ale zapiszcie się na darmowe mini lekcje i bądźmy w kontakcie.
Czy da się całkowicie poradzić ze stresem na zleceniach ślubnych?
Pomimo, że pracuję na ślubach ponad 12 lat to i tak nie unikam stresów związanych z tą pracą. Nie jest możliwe zredukowane ich do 0. Można je jedynie zminimalizować.
Takie sytuacje, jak problemy z zaparkowaniem, wspomniana złapana guma czy awaria sprzętu, to rzeczy na które wpływu nie mamy.
Wpływ natomiast mamy na to, by wcześniej dowiedzieć się jakie są możliwości parkingów, wyjeżdżać wcześniej i mieć backup sprzętowy. Ale dziś to chyba nikt nie chodzi z jednym body na ślub. Tak myśłę.
Backup aparatu jest oczywisty, ale warto wziąć pod uwagę również karty pamięci, akumulatory do aparatów i do lamp czy też statywy. Wg mnie, zawsze lepiej mieć jest ich na wyrost, niż za mało lub “na cyk”. Czyli tak w sam raz, jak coś.
Jaki jeszcze stres może nam towarzyszyć?
Stres, który ja czuję zawsze, to odnośnie tego, czy zrobiłem dobrą robotę. Czasami, im więcej na ślubach się dzieje, tymbardziej boję się, czy uda mi się sfotografować wszystko. Oczywiście nie da się sfotografować wszystkiego.
Czuję presję związaną z tym czy klienci będą zadowoleni, czy mój poziom jest nadal na poziomie i czy jeszcze mam czego szukać w tej branży. To zabawne, bo jednocześnie wiem, że jestem niezłym fotografem, ale tego stresu pozbyć się nie mogę.
Uważam jednak, że to jest dobry stres, bo to stres motywator. Z takim stresem niekoniecznie chcemy walczyć, a jemu można się poddać. To ten rodzaj stresu, który towarzyszy artystom przed wyjściem na scenę. Coś nieuniknionego, ale bardzo ekscytującego i mobilizującego.
Podobny stres odczuwam przy wypuszczaniu nowych kursów tudzież warsztatach. O rany, przy warsztatach to jestem dopiero spięty na początku.
Ale co mi wtedy pomaga? Dobre przygotowanie się.
Jeżeli wiem, że ogarnąłem wcześniej dobrze materiał, mam wszystko, co potrzebuję, wiem że te treści są dobre i włożyłem w nie dużo. Wtedy stres jest faktycznie, gdzieś przez pierwsze kilka minut, ale potem zyskuję na pewności siebie.
Tak samo mam z fotografowaniem wesel, pomimo presji czuję, że przecież umiem. Poradzę sobie w każdych warunkach. Mam zapas sprzętu, nawet gdyby coś się stało złego. I chodzę, i szukam i chcę dla tych ludzi zrobić naprawdę dobrą robotę, ale też dla samego siebie.
Jakie ja miałem stresujące sytuacje na ślubach?
Przez tyle lat pracy na ślubach nie uniknąłem oczywiście takich stresujących sytuacji. Nic tak nie rozluźnia, jak sytuacje stresujące, które dotknęły kogoś innego, a nie nas. A zatem podzielę się z Wami kilkoma.
Kiedyś pojechałem np. w Krakowie do złego hotelu na wesele. Były dwa takie hotele, o tej samej nazwie i pojechałem nie do tego, co trzeba. Na szczęście wydzwoniłem Parę Młodą, żeby poczekała, a ten drugi hotel nie był aż tak daleko.
Nie przygotowałem sobie lamp błyskowych, bo sala była jasna, ale w momencie pierwszego tańca, zasłonili okna elektroniczną kurtyną. I było ciemno jak w dupie.
Mam też na kącie taki powrót we mgle, ze nos miałem przy szybie. Jeżdzenie w burzę, w śniegi, ulewy.
Sytuacje, gdy nie mogę znaleźć domu to już standard, ale często Pary pytam o to właśnie. Na wszelki wypadek.
Nic większego strasznego mi nie przydarzyło z racji tego, że staram się dbać i być rezolutny chłopak.
Pamiętajmy jednak o tym, że gafa może się przytrafić każdemu. Jesteśmy tylko ludźmi, mamy prawo się pomylić, zapomnieć itd. Zapobiegajmy temu ile się da, ale nie forsujmy się, jeżeli coś takiego nam się zdarzy.
Trzymam kciuki za Wasz stres i do usłyszenia za tydzień.